czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 13

19 maja cały świat obiegła informacja o kontuzji Michała. Ja dowiedziałam się o tym przez telefon od Stefana Antigi. Dzwonił, żeby mnie tylko poinformować i uspokoić. Na razie on nic nie wie, ale gdy tylko będzie wszystko jasne da mi znać. Oczywiście poprosiłam o Michała do telefonu, ale tylko usłyszałam w tle ‘kurwa nie’, gdy trener chciał mu podać komórkę. Podobno podczas odnowy biologicznej upadł i zrobił sobie „coś” z ręką. Zdenerwowana czekałam za jakimkolwiek telefonem od trenera, lekarzy lub chłopaków. Do mnie zadzwoniła moja mama i teściowa, Zibi oraz Błażej. Oczywiście szybko nakreśliłam im całą sytuację, czyli powtórzyłam to, co powiedział mi Stefan i zbyłam ich, gdyż czekam za wiadomościami od nich. Mój teściu to osobiście pofatygował się do naszego mieszkania.
-Taki pech.. Przecież Michał to był najlepszy zawodnik, on ciągnął całą drużynę..- wzdychał Jaro, pijąc kawkę w naszym salonie.
-Ja nie wyobrażam sobie tego, co on teraz czuje.. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że 3 godziny temu dostałam tylko telefon od Antigi, który powiedział mi, że Michał zrobił sobie „coś” z ręką na odnowie biologicznej. I nic więcej, kompletnie żadnego sygnału co się tam dzieje. Przecież oni wiedzą, że my też się martwimy, powinni już dzwonić- mówiłam, nakręcając się bardziej.
-Ja w to nie wierzę.. Do mnie jeszcze to nie dotarło.
Siedzieliśmy i czekaliśmy. Zjedliśmy obiad, nawet obejrzeliśmy odcinek Ukrytej Prawdy. A tu nic. Dopiero wieczorem, gdy już teść chciał już wyjść, zadzwonił do nas Krzysiek Ignaczak. Naaareeeszcie!
-Hej Olka, tutaj Igła- kulturalnie się przedstawił.
-No cześć, Krzysiu co się tam u was dzieje?- mruczałam, chodząc po salonie.
-Nie jest dobrze, Ola. Michała wzięli do Łodzi, tam będzie miał chyba operację. Połamał sobie kości u ręki. Na 100% będzie miał gips i dość długie zwolnienie..- relacjonował bez żadnego owijania.
-O Boże..- z wrażenia usiadłam.
-Wyjdzie z tego, to walczak jest. Był strasznie wkurwiony. Stefan dzwonił do Ciebie?
-Tak, ale kilka godzin temu i dopiero od Ciebie dowiaduje się szczegółów. Igła, gdzie on dokładnie jest?- pytałam, bo przecież muszę być przy nim.
-Ty chyba nie chcesz przyjechać? Olka, niedługo rodzisz, on się wkurzy jak Cie zobaczy!- warczał.- Zostań w Żorach, my będziemy na bieżąco Cię informować o wszystkim.
-Krzysiu, ale ja jestem jego żoną- powiedziałam dobitnie.- Muszę do niego jechać.
-Może najpierw do niego zadzwoń- podpowiedział.
-No jakby tylko odebrał.. Dzięki Igła za wiadomość, zaraz spróbuję do Michała zadzwonić- pożegnaliśmy się i rozłączyłam.
Jaro szybko dowiedział się ode mnie o wszystkim. Sam wszedł na Internet i przeszukał wszystkie portale sportowe. Do męża nie mogłam się dodzwonić. Wyłączony telefon cały czas miał. Teść po chwili opuścił nasze mieszkanie, a ja poszłam wykąpać Kubę. Mały dziś był strasznie spokojny, jakby wiedział co się dzieje. Szybko go nakarmiłam i położyłam spać. Około 22 zadzwonił mój telefon. Nieznany numer.
-Halo?- spytałam, przerzucając kanały w telewizorze.
-Ola..- usłyszałam ciche syknięcie, od razu zerwałam się z kanapy.
-Boże Michał, nareszcie dzwonisz! Ja już tu od zmysłów odchodzę!
-Kochanie jest źle.. Nie zagram już w światówce, chyba na Mistrzostwa też nie pojadę.. Ola tak się fatalnie czuję, jestem załamany- po głosie można było nawet to wyczuć. Mimowolnie zaczęłam płakać.
-Misiu mam przyjechać? Przejdziemy przez to razem..- a w głowie już miałam wizję, jak jadę do Łodzi.
-Nie skarbie, zostań w domu.. Zawiodłem siebie, Ciebie, trenera..
-O czym Ty mówisz? Michał to był wypadek! Nie z Twojej winy- chciałam go jakoś pocieszyć, ale co zrobić jak on ma taki smutny głos.
-Gdybym nie szedł po tej śliskiej podłodze.. Kurwa, że akurat zachciało mi się pływać- warknął wściekły.
-Kochanie..- mruknęłam uspokajająco.- Co teraz będzie?
-Nie wiem Olka, kurwa nie wiem.. Jestem teraz w Łodzi w szpitalu, robili mi masę prześwietleń. Któryś tam lekarz powiedział, że operacja musowo. Chcę jak najszybciej stąd wyjść i być już w domu.
-O Boże.. Michał ja chcę przyjechać, jutro z rana jestem u Ciebie- to postanowione, ciekawe co na to mój mąż.
-Nie Ola. Kurwa jesteś w ciąży, nie możesz się denerwować, więc tu nie przyjeżdżaj. Przecież gdybym ja Ciebie tutaj zobaczył, to od razu bym z sali wypierdolił. Lekarze do mnie w strachu przychodzą, bo już kilku oberwało ode mnie. Chcesz, żebym na Ciebie też nawrzeszczał? Niedługo wrócę do domu, jutro pewnie któryś z chłopaków przywiezie moje rzeczy ze Spały- mówił, a ja w ciszy go słuchałam.- Olka skarbie, nie gniewaj się. Po prostu nie chcę, żebyś mnie widziała w takim stanie.
-Dobrze Michał ja nie przyjadę, ale przygotuj się na wizytę Twoich rodziców. Wszyscy strasznie się martwimy o Ciebie..- nie wiem czemu, ale po policzku po raz kolejny spłynęła mi łza.
-Wyliże się, najwyżej ten rok w kadrze mnie nie będzie- mruknął.- Nie denerwuj się i nie płacz.
-Nie płaczę- powiedziałam, udając silną, chociaż po głosie można było wyczuć.
-Przecież słyszę. Jutro zadzwonię dobra? Bo mi wtedy Oskar przywiezie mój telefon. Kocham Cię- mimo tego, że oboje jesteśmy smutni to lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy po jego wyznaniu.
-Ja Ciebie też, skarbie.

Po kilku dniach Misiek wrócił do domu. Z Łodzi podrzucił go Oskar, który dosłownie wniósł mu torbę do mieszkania, przywitał się ze mną i zwiał do Spały. Kubuś aż zapiszczał, gdy zobaczył ojca. Szybko podbiegł do kucającego już Michała. Mocno wtulili się w siebie, z ostrożnością na rękę.
-Taaaataaaa! Oć!- malec pociągnął go za zdrową rękę do salonu i pokazał na wielki zamek z klocków.
-Taaakii duuży? Sam zbudowałeś?- zachwycał się, oglądając dzieło.
-Z mamą!
Kubiak podszedł do mnie i bardzo mocno przytulił. Atmosfera nie była jakaś wybitnie smutna, bo nasz syn non stop wygłupiał się. Poszłam do kuchni dokończyć obiad, zostawiając panów samych. Misiek rozweselił się, widząc szczęśliwego i piszczącego synka. Gdy zawołałam ich na obiad, to przyszli uśmiechnięci, a Kubi pokazał mi swój gips. Był cały pomazany pisakami. Oboje parsknęliśmy śmiechem, spoglądając na małego Picasso.
-To mówisz, że artystę mamy w domu?- powiedziałam, uspokajając śmiech.
-Widać, że szkoliłaś go rysować- obserwowaliśmy, jak Kuba biega po kuchni i zabrał się za trzaskanie drzwiczkami.
-Kuba- syknęłam ostrzegawczo, a on co? Spojrzał się, uśmiechnął nawet i z całej siły zatrzasnął drzwiczki.
-Chodź, mama zrobiła obiad, zjemy- Misiek posadził go na specjalnym krzesełku. Przeoczyłam ten moment i nie wiem jak to zrobił jedną ręką.
-Mama, tata, mama, tata, mama, tata- w kółko powtarza Jakub, waląc plastikową łyżeczką o krzesło.
-Jak to teraz będzie?- spytałam, gdy nasze talerze były już puste.
-No co no, mam przerwę jakoś 2 miesiące.. Kurwa, z jednej strony się cieszę, bo będę tutaj jak Amelka się urodzi, ale z drugiej przecież ja jestem kaleką, mam gips, tylko zawadzam- dołował się jeszcze bardziej, więc wypuściłam Kubę z krzesełka i usiadłam Miśkowi na kolanach.
-Nie jesteś kaleką, gips jest tylko na jakiś czas.. Amelka będzie chciała zobaczyć szczęśliwego tatusia a nie takiego smutasa- pogładziłam go po policzku, patrząc w oczy.
-Cieszę się, że Cię mam- czule mnie pocałował, mocniej obejmując.
Chciałam trochę poprawić swoją pozycję na jego kolanach, no ale niestety nie udało mi się. Zaklinowałam się między stołem a torsem Miśka. On jak przerwał nasz pocałunek i to zobaczył wybuchnął głośnym śmiechem.
-Dość duży już ten nasz brzuszek, nie?- spytał, kładąc rękę właśnie na nim.
-Niedługo już mała wyjdzie- uśmiechnęłam się.

-Jak dobrze, że łóżeczko złożyłem przed zgrupowaniem, bo teraz nie dałbym rady..


Ah, pechowa ta trzynastka ;)

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 12

-Ojej, o Boże! Jak niedobrze!- jęczał tatuś, leżąc na leżaku – oczywiście w cieniu.
-Rany, co to wczoraj było? Ile wypiliśmy?- Michał siedział na schodach na tarasie z butelką wody.
-A bo ja wiem? Jak wy przynieśliście nowe „kaczki” to ja chyba tylko dwa kielony wypiłem!
-To Ty nie pamiętasz, jak Zdzichu z Anką tańczył? Janek robił za Dj!- oświecił towarzystwo wujek Wiesiek.
-Oj, muszę do toalety!- kuzyn Adrian pędem ruszył do domu.
-Młody jest, przechlał się- wyjaśnił tatuś.
Razem z wujem Adamem przyszliśmy do naszych najtrwalszych zawodników. Przycupnęliśmy obok nich, cicho się śmiejąc.
-Panowie, ale to trzeba wstawać już! Dziesiąta rano, trzeba do kościoła iść!- odezwałam się.
-Lepiej nie, bo jak my zaczniemy śpiewać to przeciągniemy msze do wieczora..
-Tej, a kto wczoraj nalewał?- spytał tata, wachlując sobie gazetą.
-Adaś oczywiście. Patrz jak mu się teraz ręce trzęsą- placem wujek wskazał na Adama.
-Ludzie, do czorta! Trzeba dziś do kościoła iść, a wy ty się obijacie!- z domu wyleciała ciocia Basia, a za nią Kuba z babcią.
-Basia Ty daj nam spokój.. Po co do kościoła?!- oburzył się tata.
-Na księdza popatrzeć! Jak nie idziecie z nami, to robicie obiad..
-Panowie, dzisiaj bawimy się w kuchareczki!- wujek ze śmiechu poklepał Michała w plecy. – A teraz, idziemy puścić dymka.
I palące osoby poszły „na spacer”. Ja zostałam z panami w domu, a wszystkie panie poszły do kościoła. I zabrały ze sobą Kubę. A wiecie co? Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zamiast robić obiad to oni sobie kulturalnie otworzyli piwa na tarasie i wygrzewając dupki. Aż zdziwiona poszłam do nich.
-Nie ma lipy na Mariole, córuś- wyszczerzył się tata.- Chodź, tutaj zobacz jak Twój małżonek dobrze się trzyma. Teraz tylko planujemy kiedy idziemy na panienki- przedstawił mi plan działania.
-Gdybym nie miał żony…- odezwał się Michał, wpatrując się w butelkę „Żubra”. Oczywiście całe towarzystwo skomentowało to śmiechem.
-No fascynujące- burknęłam.
-Oj cicho bądź. Bym nie miał auta porysowanego..- on jeszcze o tym pamięta?!
-A no właśnie, czemu masz tam trochę przetarte i wyklepane?- podchwycił temat Adrian.
-Moja kochana żona postanowiła go ozdobić trochę- zaśmiali się, a mi zrobiło się głupio.
-Wkurwiasz mnie, Kubiak- uderzyłam go w ramię z pięści.
-O, przeklina i mnie bije! To się do ‘Trudnych Spraw’ nadaje- oesu, poskarż się.
-A tutaj to ja bym kukurydzy nasadził- wuja Adam machnął ręką na ogród przed nami.
-Nie, kultywator buraków!
-Moja Basia by zrobiła tutaj kwiaciarnie!- Zdzisław też dodał coś od siebie.
Panowie zaczęli dyskutować o ogrodzie, a ten parszywy pasożyt rozpoczął etap przymilania się. Łasił się i ręką jeździł mi po plecach.
-No i co się złościsz? Przecież to żarty.. – i już szepcze mi do uszka.
-Jakoś nieśmieszne.. Naprawdę chciałbyś być wolny?
-No przestań. Po to zakładałem rodzinę, żeby mieć już Was na zawsze, tak?- połączył nasze dłonie i pocałował.
-Ty przestań Olce krem z buzi zlizywać!- odezwał się tata.
-Dobra panowie, dalej do kuchni bo zaraz wasze laski z kościoła wrócą i dostanie się wam- powiedziałam, wstając.
-Laski to wracają z dyskoteki, a nie z kościoła!
-One przyjdą, zrobią nam obiad i jeszcze będą szczęśliwe, że zjedliśmy!- całe towarzystwo zaniosło się śmiechem.
Powoli wstałam i ruszyłam do domu. Amelka zaczęła się wiercić, więc usiadłam w jadalni przy stole i napiłam się wody. To takie magiczne uczucie, gdy ona bombarduje mnie w środku. Gdy mój aniołek się uspokoił, poprawiłam sukienkę i poszłam na górę. Przecież dzisiaj do domu wracamy, trzeba się spakować. Wchodząc do pokoju poczułam jak ktoś mnie przytula, kładąc ręce na brzuchu. Oczywiście to Michał. Zaczął drażnić mnie swoim zarostem, jeżdżąc policzkiem po mojej szyi.
-Przestań- fuknęłam.
-Oh, jaka niedotykalska- zakpił ze śmiechem.
-Nie wkurzaj mnie. Michał, cały czas pijesz. Dobrze wiesz, że nie możesz- zaczęłam pakować nasze rzeczy do torby.
-Raaanyyy, o to Ci chodzi?- wywrócił oczami.- Zaraz zacznie się kadra, naprawdę teraz nie mogę wyluzować? Jeeenyyy..
-Idź stąd. Przeszkadzasz mi. Wieczorem wyjeżdżamy.
-Jak to wieczorem? Będziemy jechali kilka godzin, chcesz prowadzić w nocy?- na co ja pokiwałam głową.- Nie ma mowy. Nie będziesz po ciemku jechać. Pojedziemy po obiedzie.
-Nie Michał, jedziemy wieczorem- oh, ta stanowczość w moim głosie.
-Nie wkurwiaj mnie- i wyszedł wściekły.
-No pewnie, pochlej sobie jeszcze!- krzyknęłam za nim.
Zeszłam na dół, bo słyszałam śmiech Kuby. Panie siedziały w kuchni i zaproponowały mi herbaty. W ogrodzie nadal siedziała elita. Z nimi był mój syn, który uciekał przed ojcem. Ganiali się po całym ogrodzie, wywołując śmiech u rodziny. Po kilku minutach padli na trawę, a Michał zaczął łaskotać małego. Ze stolika na tarasie nalałam soku do szklanki i wzięłam butelkę Kuby z herbatką.
-Masz synuś, napij się- podałam małemu butlę, a Miśkowi szklankę.
-Dzięki.
-Ale go wymęczyłeś. Śpiący już jest – zauważyłam, głaskając syna po głowie.
-Sam mnie zaczepiał i zaczynał uciekać. Jakub idziemy spać?- złapał go za rączkę i wstali z trawy.- Chodź mama z nami- wyszczerzył się i objął mnie drugą ręką.
Poszliśmy do naszego pokoju z aprobatą rodziny. Ułożyliśmy się na łóżku z małym pomiędzy nami. Najpierw panowie zaczęli walić nogami o łóżko. Potem dodali do tego ręce i głośno krzyczeli. Na koniec położyli się na brzuchu i udawali, że pływają. Gdy już przepłynęli 3 baseny, Michał zaczął liczyć małemu palce u ręki.
-Mieliście iść spać- zauważyłam.
-On miał. Może my też się prześpimy?- poruszył zabawnie brwiami, wywołując mój śmiech.- Dobra Kuba, do spania.
Misiek zaczął udawać, że śpi i chrapie. Jego mała kopia jeździła mu palcem po policzkach, śmiejąc się. Potem Kuba przytulił się do mojego brzucha i chyba usnął. Byście widziały ten słodki widok.
-Śpi?- po chwili usłyszałam szept męża.
Pokiwałam głową, więc zmieniliśmy nasze ułożenie. Leżał Kuba, ja i Michał. Oczywiście my na boku, by widzieć małego.
-Przepraszam za wszystko- pocałował mnie w polik i mocniej objął.- Za to, że piję, że krzyczę na Ciebie.. Ja nie chciałem..
-Obiecaj mi tylko, że już nie będziesz pił. Misiek, zaraz będzie Amelka z nami, musimy się ogarnąć. Ja nie chcę sama być z nimi, a Ty wtedy będziesz opróżniał butelkę..
-Obiecuję kochanie. Szczerze to się boję. Jak my sobie damy radę?- pierwszy raz usłyszałam takie pytanie od męża, pierwszy raz wyczułam jego strach, niepewność.- Przecież ja w czerwcu będę w Spale, albo jeszcze gdzieś dalej.. Może moja mama by zamieszkała u nas? Póki mnie nie będzie. Bo kurwa, głupio mi zostawić Ciebie samą z tym rozrabianiem i noworodkiem..
-Miś spokojnie. Jakoś sobie poradzę- położyłam się na plecy i pogłaskałam go po policzku.- Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, mała.
Koło 16 spakowani i w dobrych humorach ruszyliśmy w drogę powrotną. Na CPN’ie kupiliśmy słodycze, bo panowie się domagali. Włączyliśmy radio i włożyliśmy płytę z disco polo. A co tam, tak się bawimy!
-Ej weź mi teraz Ty coś zaśpiewaj!- wyjęczał, gdy jego piosenka się skończyła.
-Nie ma sprawy Misiu- zaczęłam szukać odpowiedniej piosenki i już po chwili zaczęłam swój występ.- Ja, ja kocham Ciebie tak, jak niebo kocha ptak i nigdy nie przestane, bo Ty jesteś moim snem, dla Ciebie zmienię się, bo jesteś ideałeeeeeem!- jak się bawić, to się bawić.
-No proszę proszę, jaki wokal- zaśmiał się, poruszając ręką po moim udzie.- A ja do Ciebie „Spadaj mała i daj mi święty spokój”- wybuchnął śmiechem i od razu jego rękę opuściła moje udo.
-Świnia- fuknęłam.



Dzięki za miłe przywitanie mnie. Cieszę się, że jeszcze to czytacie ;))
Kogo powiadamiać o nowych rozdziałach? 
Niedługo nowy rozdział ! :*

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 11

 -Michał! Michał, chodź mi pomóż!- wrzeszczałam, leżąc w wannie.
No co no, pakunek z przodu mam i teraz ciężko wstać. Oczywiście, mogłam wziąć prysznic, no ale wygodniej poleżeć w cieplutkiej wodzie. Wołam go i wołam, a ten nic sobie z tego nie robi. Gdy już straciłam wszelkie nadzieje na jego przyjście, w końcu zjawił się.
-No co się tak drzesz? Jakuba położyłem spać.. Co jest?- przysiadł na rogu wanny.
-Nie mogę wyjść. Byś mógł mi pomóc..
-Uuu, jak trwoga to do Boga. Teraz to pomóż, a godzinę temu ze szmaty dostałem- zaczął mi wypominać, wrednie uśmiechając się.
-Bo sobie zasłużyłeś.. Ty mi dziecko zrobiłeś, więc ruszaj się- mruknęłam, wyciągając ręce w jego stronę.
Chwycił biały ręcznik, który leżał na pralce i rozłożył go przede mną. Zaczął świdrować mnie wzrokiem, trzymając za moją prawą rękę. Dokładnie mnie owinął ręcznikiem, o dziwo jeszcze się w niego „zmieściłam”. Wziął mnie na ręce i wyniósł z wanny, wychodząc z łazienki.
-Misiek, jestem cała mokra! Postaw mnie, głupku- śmiałam się razem z nim.
-No już zaczynasz mnie znowu wyzywać.. Mały już śpi, myślałem, że obejrzymy razem jakiś film, poprzytulamy się..- mówił, idąc do sypialni.
Delikatnie ułożył mnie na łóżku i pocałował w czoło. Przysiadł przy mnie i uśmiechał się.
-No powiedz to, co chcesz powiedzieć- przerwałam tę ciszę.
-Ale nie będziesz zła?
-Wal.
-Hahahha, walić to będę ale jak Amelka się urodzi- wyszczerzył się, wybuchając śmiechem.
-Michał zboczeńcu!- ryknęłam, podśmiechując się.
-Okej okej. Chciałem Ci powiedzieć, że fajnie wyglądasz z brzuszkiem. Możesz tak zostać już, przynajmniej mam więcej do złapania
-Ty jesteś głupi- wyraźnie zaakcentowałam każde słowo.- Mam już na zawsze ważyć 68 kg?
-Jeezu, ale mi dużo. Wiatr dobrze zawieje i już Ciebie nie ma- posłałam mu wrogie spojrzenia, a on od razu temat zmienił.- Myszko, a może pojedziemy jutro do Twoich rodziców? Zobacz, zaczyna się majówka, dawno u nich nie byliśmy, teraz ja mam wolne, a potem reprezentacja się zacznie i nie pojedziemy już..
-Ale to nawet niegłupi pomysł jest. Zadzwonię rano i upewnię się czy są w domu.. Idę się ubrać, znajdź coś ciekawego- i wskazałam na telewizor.
Misiek non stop się na mnie patrzy. Kurde, wiem, że jest moim mężem, no ale dosłownie cały czas gapi się. Boooże, i on ma teraz tylee wolnego. W końcu Plusliga się zakończyła, więc teraz siedzi na dupie w domu.
Wcisnęłam się w koszulkę męża i ruszyłam do kuchni. To nic, że jest już 21:30. Dziecko głodne jest, a przecież dziecku się nie odmawia. Nurkuję w lodówce, na stole jest już dżem, ser i pomidor, ale czegoś jeszcze mi tutaj brakuje. Ahh, szyneczka. Zadowolona robię sobie kanapki, popijam sok porzeczkowy, a tu Michał wchodzi do kuchni.
-No ładnie, ja to wszystko jutro teściowej powiem- zaczyna od wejścia i zabiera mi jedną kanapkę.
-Idź stąd kapusiu.
-Nie wyzywaj.
-To mnie nie wkurzaj.
-Jesteś nieznośna!
-A Ty głupi!
-I po co zaczynasz kłótnie?
-Trochę więcej szacunku co do mojej osoby.
-Jeeeny, dlaczego Ty jesteś moją żoną?
-Chcesz rozwodu? Nie ma sprawy. Mnie też już męczy życie z Tobą.
-Okej, to jutro idziemy do adwokata?
-No. W końcu będę miała spokój- ale pięknie sobie dowalamy no no no.
Podszedł do mnie i odwrócił mnie w swoją stronę. Spojrzał głęboko w oczy i namiętnie pocałował.
-Nawet nie myśl o rozwodzie, kochanie- szepnął, wywołując dreszcze na mojej skórze.
Następnego dnia o godzinie 11 wyruszyliśmy do Warszawy. Oczywiście włączyliśmy sobie disco polo, wiadomo. Po godzinie jazdy już zahaczyliśmy o stację. No co, chciałam czekoladę. Michał posłał mi bardzo dziwne spojrzenie. I wyszczerzył się jak głupi.
-To mi też weź- oznajmił.
Powoli wykulałam się z auta, Misiek zaraz za mną, bo musiał zatankować. Wziął Kubę i przyszedł do mnie do sklepu. Oczywiście gdzie stałam? Przy słodyczach.
Jechaliśmy 5 godzin i naprawdę szczerze się wynudziłam. Aż usnęłam. Gdy tylko podjechaliśmy pod dom moich rodziców, Michał mnie obudził. Od razu mama wybiegła przed dom i wyściskała nas.
-No w końcu dojechaliście. Już tak się martwiłam o was. Boże, Ola to już niedługo!- i z czułością pogłaskała mój brzuszek.- Misiu, jak Ty dobrze o nią dbasz. A gdzie mój wnuczek? Skarbie, chodź do babci!
-Mamuś spokojnie, zdążysz się nacieszyć nami- powiedziała, tuląc rodzicielkę.
-Aj tam Olka, tak bym was chciała mocno wyściskać. No ale dalej, wchodźcie do domu, Romek właśnie kończy piec kiełbaski to zjemy- trajkotała, otwierając drzwi.- Kochanie, dzieci przyjechały! Biegnij Kubuś do dziadzi do ogródka!
Michał poszedł zaraz za synem i przywitał się z teściem. My z mamą pogadałyśmy sobie w kuchni a potem też dołączyłyśmy do panów. Pojedliśmy, popiliśmy. Oczywiście ja nie mogłam jeść nic girllowanego- tak powiedziała mama i tak musi być. Potem zjechało się wujostwo. Każdy oczywiście oczarowany Michałem – chyba jeszcze się nie przyzwyczaili, że jest w nasze rodzinie. Siedzieliśmy sobie wszyscy w jadali przy wielkim stole i wesoło dyskutowaliśmy o wszystkim. A kto był najgłośniejszy i najwięcej się wypowiadał? Kuba a zaraz po nim jego ojciec.
Razem z Michałem pękaliśmy z dumy, kiedy nasz syn rozmawiał ze starszyzną na „poważne tematy”. Co chwilę ktoś wybuchał śmiechem, mamuśka „rozdawała” kawę i herbatę, a ciocia Janka podawała Kubie słodycze.
Gruby alkohol stał koło taty i to właśnie on był odpowiedzialny, aby kieliszki były zawsze pełne. Młodzież też piła, Misiek nie oszczędzał się. Wytłumaczył, że zaraz zaczyna się sezon i tak szybko nie będzie miał okazji. Spoko, mężu. Ważne, żebyś mi się nigdzie nie zgubił i na noc był w domu.
Około 20 wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że wódka się kończy. No a przecież tak być nie może! Nastąpiła debata kto powinien iść do sklepu i kupić. Oczywiście starszyzna odpadła, bo troszkę już chwiejnie się poruszali. Oficjalnie zostałam wybrana z Michałem. Zgodziliśmy się, ale pod warunkiem, że będą mieli oko na Kubę.
-Jutro ja kieruję do Jastrzębia- oznajmiłam, gdy wyszliśmy z domu, a mąż złapał mnie za rękę.
-No ale przecież do jutra mi przejdzie.. Przecież jestem świetnym kierowcą- mruczał pod nosem.
-Wiem, ale po co ryzykować. Coo, boisz się o auto, że porysuję?- mrugnęłam okiem, wyczuwając słaby punkt.
-Oj no bo wiesz, szkoda by było mi go.. Ale fajnie jest dziś, nie? Tak dobrze się tu czuję, a Kuba jaki zadowolony!- wyszczerzył się, kopiąc malutkie kamyczki.

-Pewnie dlatego, że ma pod dostatkiem słodkiego. 

WRÓCIŁAM ! 
Pamięta mnie ktoś jeszcze? ;]