19 maja cały świat obiegła informacja o kontuzji
Michała. Ja dowiedziałam się o tym przez telefon od Stefana Antigi. Dzwonił,
żeby mnie tylko poinformować i uspokoić. Na razie on nic nie wie, ale gdy tylko
będzie wszystko jasne da mi znać. Oczywiście poprosiłam o Michała do telefonu,
ale tylko usłyszałam w tle ‘kurwa nie’, gdy trener chciał mu podać komórkę. Podobno
podczas odnowy biologicznej upadł i zrobił sobie „coś” z ręką. Zdenerwowana
czekałam za jakimkolwiek telefonem od trenera, lekarzy lub chłopaków. Do mnie
zadzwoniła moja mama i teściowa, Zibi oraz Błażej. Oczywiście szybko
nakreśliłam im całą sytuację, czyli powtórzyłam to, co powiedział mi Stefan i
zbyłam ich, gdyż czekam za wiadomościami od nich. Mój teściu to osobiście
pofatygował się do naszego mieszkania.
-Taki pech.. Przecież Michał to był najlepszy
zawodnik, on ciągnął całą drużynę..- wzdychał Jaro, pijąc kawkę w naszym
salonie.
-Ja nie wyobrażam sobie tego, co on teraz czuje.. A
najlepsze w tym wszystkim jest to, że 3 godziny temu dostałam tylko telefon od
Antigi, który powiedział mi, że Michał zrobił sobie „coś” z ręką na odnowie
biologicznej. I nic więcej, kompletnie żadnego sygnału co się tam dzieje. Przecież
oni wiedzą, że my też się martwimy, powinni już dzwonić- mówiłam, nakręcając
się bardziej.
-Ja w to nie wierzę.. Do mnie jeszcze to nie dotarło.
Siedzieliśmy i czekaliśmy. Zjedliśmy obiad, nawet
obejrzeliśmy odcinek Ukrytej Prawdy. A tu nic. Dopiero wieczorem, gdy już teść
chciał już wyjść, zadzwonił do nas Krzysiek Ignaczak. Naaareeeszcie!
-Hej Olka, tutaj Igła- kulturalnie się przedstawił.
-No cześć, Krzysiu co się tam u was dzieje?-
mruczałam, chodząc po salonie.
-Nie jest dobrze, Ola. Michała wzięli do Łodzi, tam
będzie miał chyba operację. Połamał sobie kości u ręki. Na 100% będzie miał
gips i dość długie zwolnienie..- relacjonował bez żadnego owijania.
-O Boże..- z wrażenia usiadłam.
-Wyjdzie z tego, to walczak jest. Był strasznie
wkurwiony. Stefan dzwonił do Ciebie?
-Tak, ale kilka godzin temu i dopiero od Ciebie
dowiaduje się szczegółów. Igła, gdzie on dokładnie jest?- pytałam, bo przecież
muszę być przy nim.
-Ty chyba nie chcesz przyjechać? Olka, niedługo
rodzisz, on się wkurzy jak Cie zobaczy!- warczał.- Zostań w Żorach, my będziemy
na bieżąco Cię informować o wszystkim.
-Krzysiu, ale ja jestem jego żoną- powiedziałam
dobitnie.- Muszę do niego jechać.
-Może najpierw do niego zadzwoń- podpowiedział.
-No jakby tylko odebrał.. Dzięki Igła za wiadomość,
zaraz spróbuję do Michała zadzwonić- pożegnaliśmy się i rozłączyłam.
Jaro szybko dowiedział się ode mnie o wszystkim. Sam
wszedł na Internet i przeszukał wszystkie portale sportowe. Do męża nie mogłam
się dodzwonić. Wyłączony telefon cały czas miał. Teść po chwili opuścił nasze
mieszkanie, a ja poszłam wykąpać Kubę. Mały dziś był strasznie spokojny, jakby
wiedział co się dzieje. Szybko go nakarmiłam i położyłam spać. Około 22
zadzwonił mój telefon. Nieznany numer.
-Halo?- spytałam, przerzucając kanały w telewizorze.
-Ola..- usłyszałam ciche syknięcie, od razu zerwałam
się z kanapy.
-Boże Michał, nareszcie dzwonisz! Ja już tu od
zmysłów odchodzę!
-Kochanie jest źle.. Nie zagram już w światówce,
chyba na Mistrzostwa też nie pojadę.. Ola tak się fatalnie czuję, jestem
załamany- po głosie można było nawet to wyczuć. Mimowolnie zaczęłam płakać.
-Misiu mam przyjechać? Przejdziemy przez to razem..-
a w głowie już miałam wizję, jak jadę do Łodzi.
-Nie skarbie, zostań w domu.. Zawiodłem siebie,
Ciebie, trenera..
-O czym Ty mówisz? Michał to był wypadek! Nie z
Twojej winy- chciałam go jakoś pocieszyć, ale co zrobić jak on ma taki smutny
głos.
-Gdybym nie szedł po tej śliskiej podłodze.. Kurwa,
że akurat zachciało mi się pływać- warknął wściekły.
-Kochanie..- mruknęłam uspokajająco.- Co teraz
będzie?
-Nie wiem Olka, kurwa nie wiem.. Jestem teraz w Łodzi
w szpitalu, robili mi masę prześwietleń. Któryś tam lekarz powiedział, że
operacja musowo. Chcę jak najszybciej stąd wyjść i być już w domu.
-O Boże.. Michał ja chcę przyjechać, jutro z rana
jestem u Ciebie- to postanowione, ciekawe co na to mój mąż.
-Nie Ola. Kurwa jesteś w ciąży, nie możesz się
denerwować, więc tu nie przyjeżdżaj. Przecież gdybym ja Ciebie tutaj zobaczył,
to od razu bym z sali wypierdolił. Lekarze do mnie w strachu przychodzą, bo już
kilku oberwało ode mnie. Chcesz, żebym na Ciebie też nawrzeszczał? Niedługo
wrócę do domu, jutro pewnie któryś z chłopaków przywiezie moje rzeczy ze Spały-
mówił, a ja w ciszy go słuchałam.- Olka skarbie, nie gniewaj się. Po prostu nie
chcę, żebyś mnie widziała w takim stanie.
-Dobrze Michał ja nie przyjadę, ale przygotuj się na
wizytę Twoich rodziców. Wszyscy strasznie się martwimy o Ciebie..- nie wiem
czemu, ale po policzku po raz kolejny spłynęła mi łza.
-Wyliże się, najwyżej ten rok w kadrze mnie nie
będzie- mruknął.- Nie denerwuj się i nie płacz.
-Nie płaczę- powiedziałam, udając silną, chociaż po
głosie można było wyczuć.
-Przecież słyszę. Jutro zadzwonię dobra? Bo mi wtedy
Oskar przywiezie mój telefon. Kocham Cię- mimo tego, że oboje jesteśmy smutni
to lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy po jego wyznaniu.
-Ja Ciebie też, skarbie.
Po kilku dniach Misiek wrócił do domu. Z Łodzi
podrzucił go Oskar, który dosłownie wniósł mu torbę do mieszkania, przywitał
się ze mną i zwiał do Spały. Kubuś aż zapiszczał, gdy zobaczył ojca. Szybko
podbiegł do kucającego już Michała. Mocno wtulili się w siebie, z ostrożnością
na rękę.
-Taaaataaaa! Oć!- malec pociągnął go za zdrową rękę
do salonu i pokazał na wielki zamek z klocków.
-Taaakii duuży? Sam zbudowałeś?- zachwycał się,
oglądając dzieło.
-Z mamą!
Kubiak podszedł do mnie i bardzo mocno przytulił.
Atmosfera nie była jakaś wybitnie smutna, bo nasz syn non stop wygłupiał się. Poszłam
do kuchni dokończyć obiad, zostawiając panów samych. Misiek rozweselił się,
widząc szczęśliwego i piszczącego synka. Gdy zawołałam ich na obiad, to
przyszli uśmiechnięci, a Kubi pokazał mi swój gips. Był cały pomazany pisakami.
Oboje parsknęliśmy śmiechem, spoglądając na małego Picasso.
-To mówisz, że artystę mamy w domu?- powiedziałam,
uspokajając śmiech.
-Widać, że szkoliłaś go rysować- obserwowaliśmy, jak
Kuba biega po kuchni i zabrał się za trzaskanie drzwiczkami.
-Kuba- syknęłam ostrzegawczo, a on co? Spojrzał się,
uśmiechnął nawet i z całej siły zatrzasnął drzwiczki.
-Chodź, mama zrobiła obiad, zjemy- Misiek posadził go
na specjalnym krzesełku. Przeoczyłam ten moment i nie wiem jak to zrobił jedną
ręką.
-Mama, tata, mama, tata, mama, tata- w kółko powtarza
Jakub, waląc plastikową łyżeczką o krzesło.
-Jak to teraz będzie?- spytałam, gdy nasze talerze
były już puste.
-No co no, mam przerwę jakoś 2 miesiące.. Kurwa, z
jednej strony się cieszę, bo będę tutaj jak Amelka się urodzi, ale z drugiej
przecież ja jestem kaleką, mam gips, tylko zawadzam- dołował się jeszcze
bardziej, więc wypuściłam Kubę z krzesełka i usiadłam Miśkowi na kolanach.
-Nie jesteś kaleką, gips jest tylko na jakiś czas..
Amelka będzie chciała zobaczyć szczęśliwego tatusia a nie takiego smutasa-
pogładziłam go po policzku, patrząc w oczy.
-Cieszę się, że Cię mam- czule mnie pocałował,
mocniej obejmując.
Chciałam trochę poprawić swoją pozycję na jego
kolanach, no ale niestety nie udało mi się. Zaklinowałam się między stołem a
torsem Miśka. On jak przerwał nasz pocałunek i to zobaczył wybuchnął głośnym
śmiechem.
-Dość duży już ten nasz brzuszek, nie?- spytał,
kładąc rękę właśnie na nim.
-Niedługo już mała wyjdzie- uśmiechnęłam się.
-Jak dobrze, że łóżeczko złożyłem przed zgrupowaniem,
bo teraz nie dałbym rady..
Ah, pechowa ta trzynastka ;)